Moja lipa urosła do trzeciego piętra. Uwijają się tam gołębie, sójki, szare kruki i drobnica – sikorki, wróble. Dla wszystkich jest miejsce, a różnorodność nikomu nie przeszkadza. Zawsze mają coś do zjedzenia, i zaśpiewania. Nie interesują ich problemy ludzi.
Już można wychodzić z domów po rozluźnieniu kwarantanny COVID-19. Zdjęliśmy maseczki, chodzimy do galerii, kin, pływalni. Ale poczucie zagrożenia zostało. Widzę ludzi w maseczkach, nawet w małych sklepach, w kolejkach stoją daleko od siebie.
Więc znowu maluję sobie paznokcie na jaskrawo czerwony kolor, usta karminową szminką ,zakładam czerwone buty i idę kupić torebkę, w takim samym kolorze. Czerwień zawsze poprawia nastrój. Kojarzy się ze stabilnością, bogactwem i poczuciem bezpieczeństwa. W sklepach nie widzę żadnej, jakieś szaro-brązowo-bure. Nie podobają mi się. Ostatecznie wychodzę i od razu robi mi się weselej. Na słupie wisi plakat z napisem: Jeszcze wrócą piękne dni, a pod spodem czerwone serduszko.
Zamyśliłam się. Przecież zupełnie niedawno wszyscy czuliśmy się bezradni i wystraszeni niewidzialnym wrogiem, który czaił się nie wiadomo gdzie. Baliśmy się mijających zbyt blisko ludzi. Maseczki , rękawiczki. Trzeba było się znowu czegoś nowego nauczyć, przyzwyczaić, pamiętać, Jak je zakładać, w jakiej kolejności i co z nimi zrobić wyrzucić, wyprać, prasować? Witaliśmy się łokciem, niektórzy z humorem stopą! Życie zaczęło toczyć się inaczej, w zupełnie innym rytmie, w izolacji, w domu, z najbliższymi. Spokojniej? Syn natychmiast chciał do nas przylecieć, robić zakupy, opiekować się. Podziękowaliśmy mu za troskę, napisał”... bardzo dziwne to uczucie, że nie mogę do Was przyjechać, że nic nie lata, ani nie jeździ, wkurza mnie to...” Jakiś tata w izolacji zauważył, że dzieci urosły; rodzina elegancko ubrana, słucha na kanapie w domu koncertu z tv. Rodzice wymyślają dzieciom różne zajęcia. Uczniowie„chodzą” do szkoły online. Niektóre rodziny nie mogą ze sobą wytrzymać, na małych powierzchniach mieszkalnych.
Moje życie niewiele się zmieniło. Zrobiłam porządki w szafach, posadziłam kwiaty na moich hektarach, na balkonie .I widzę, jak kolejny znajomy prosi sąsiadkę z parteru na bezkarny spacer z jej pasem. Cicho wszędzie, pusto. Pilnuję rytmu dnia, kiedy zakupy, gotowanie, posiłki, drobne przyjemności, spacery. Codziennie wychodziłam nad jezioro, mimo że nie wolno. Mąż ciągle mnie ostrzegał, żebym nie pyskowała policjantom.
Jak można się zarazić w przyrodzie, nad wodą, w parku, na promenadzie?? Do lasu też nie można było wejść,bo tam myśliwi polowali na wirusa.Czytałam Dekamerona Boccaccia. Świetna książka mówiąca, jak w czasach zarazy,można umilić sobie czas wymyślając różne historyjki obczajowe w czternastowiecznej Italii. Doszłam do wniosku, że zachowania ludzi niewiele zmieniły się od tamtego czasu. W Miłostkach Archanioła czytam „...głosem pokornym proszą o pieniądze, gromko natomiast i twardo obwiniają innych o występki, które sami popełniają”.
Czytałam o 81-letnim Mauro Morandi, nauczycielu, który od 30-stu lat żyje na bezludnej wyspie Budelli ( Morze Śródziemne). Dziwi się ,że ludzie nie mogą wytrzymać ze sobą. W samotności. Muszą gdzieś wyjeżdżać. Czyta książki filozoficzne i uważa, że najlepsza podróż to jest ta w głąb siebie. Bycie w harmonii ze sobą, daje prawdziwe szczęście a kwarantanna daje szanse każdemu, żeby przewartościować życie i być bliżej natury.
Koronawirus zatrzymał nas. To teraz wróciliśmy do normalnego życia, bez gonitwy, szarpaniny, bez konieczności zrobienia czegoś na wczoraj. Tylko brakuje życia towarzyskiego, spotykania się, bliskości. Znajome codziennie o określonych godzinach dzwonią do siebie, opowiadają o swoich lękach, bezradności, trudach samotnego, często życia. Insruktorki OPS-sów, przesyłali linki do różnych atrakcji, żebyśmy się nie czuli samotni. Dzwonią, pytając z troską, jak się czujemy, czy czegoś nam nie trzeba. Aktorzy też proponowali różne występy w Internecie, m.in. Artur Barciś recytował piękny, dowcipny wiersz, poprzez którego zachęcał nas do pozostania w domu.
Apel profilaktyczny
Gdy po miastach krąży wirus, nie zachowuj się ,jak świrus
Tylko zmuś się do wysiłku - siedź na tyłku,
Choć przyroda słonkiem nęci, fauna ćwierka kwitną chęci,
Chociaż myśli masz najgłupsze - siedź na kuprze,
Choć nie słychać żadnych kroków, na ulicach brak jest tłoku
Więc ty mógłbyś wyjść w zasadzie - siedź na zadzie.
Czyś jest młody, czyś jest stary, czy stanowisz, fragment pary,
Solo, czy też w większej grupie - siedź na dupie.
No i mieliśmy izolację.
Nagle zdaliśmy sobie sprawę z kruchości naszego życia. Jesteśmy śmiertelni i umieramy, niezależnie od tego, czy możemy uciec przed wirusem do swojego wielkiego domu na wieś, czy zostajemy w bloku. Covid -19 nie wybiera.
Wydawało się nam, że możemy zapanować nad Naturą, możemy ją bezkarnie eksploatować, ale ona upomniała się o swoje prawa, zsyłając nam zarazę. Może po to, żeby się zastanowić: czego mamy się z tej sytuacji nauczyć, jakie wnioski wyciągnąć, co przemyśleć. Jesteśmy cząstką przyrody i ona obejdzie się bez człowieka, ale człowiek bez niej nie. Przyroda przypomniała, jak bardzo oddaliliśmy się od Natury i jak bardzo jesteśmy zależni od siebie nawzajem.
Nagle poczuliśmy się przerażeni ilością zachorowań, Ale służba zdrowia stanęła na wysokości zadania i leczyła chorych skromnymi środkami, jakie
miała, narażając się na zarażenie, padając z przemęczenie ,chorując. Bali się wracać do swoich domów, żeby nie zarażać swoich najbliższych.
Nagle pojawiły się w ludziach lęki o siebie, które wyrażały się, różnymi atakami na lekarzy, pielęgniarki, ratowników medycznych. Zapomnieli, że ci sami ludzie mogą nam uratować życie. Ale też zrodziła się oddolna solidarność. Ludzie zaczęli spontanicznie szyć maseczki dla szpitali, dla najbliższych, znajomych. Powstała maseczkowa rewia mody. Z różnych tkanin szyto sobie maseczki, nawet pod kolor ubrania. Dziękowano w różnych formach służbie zdrowia za leczenie w zwalczaniu zarazy: ktoś zorganizował podziękowanie na balkonach w formie klaskania o określonej godzinie. Parę osób odstąpiło swoje mieszkania lekarzom, pielęgniarkom, którzy nie chcieli ,narażać swoich najbliższych na chorobę. Sąsiędzi dziękują mieszającym obok pracownikom służby zdrowia za poświęcenie i odwagę w ratowaniu życia chorym na koronawirusa, ktoś przynosi jedzenie. Rodzi się wspólnota, chęć pomagania słabszym od nas. Na klatkach schodowych pojawiają się różne ogłoszenia: „Drodzy Seniorzy! jeśli w związku z koronawirusem wolicie nie wychodzić z domów, zapukajcie pod nr77. Chętnie zrobimy Wam zakupy, pójdziemy do sklepu, po lekarstwa.” Inne ogłoszenie oglądałam na Fb, ktoś zaprosił sąsiadów, żeby zrobić sąsiedzką galerię, ponieważ nie można było wychodzić z domów, do muzeów, kin. Pojawiły się piękne rysunki, które rozweselały ludzi w drodze do sklepów. Jeden z nich zapadł mi w serce. Na kartce papieru dziecko namalowało tęczę i podpisało: Beńdzie dobże. Bardzo dużo jest takich inicjatyw. Przywracają wiarę w ludzi, wskrzeszają wspólnotę, kreatywność i chęć pomagania innym, słabszym od nas.
Ciągle zastanawiam się czego mamy się jako ludzie nauczyć z tej pandemii, zrozumieć, przemyśleć. Po niej nic nie będzie takie same, Rodzi się nowa rzeczywistość, nowy świat. Jaki? Kto to wie ?
Maria Orwat