Historia pewnej fotografii
Odwiedziłam niedawno Nowy Dwór Gdański – stolicę Żuław, w którym spędziłam dzieciństwo. Wędruję po ulicach i z sentymentem wspominam minione dni. Wszystko się zmieniło. Zniknęły podwórka, płoty, ogrody. Na ich miejsce pojawiły się ulice. Zabytkowe domy na ul Sikorskiego, ograbione z intymności zieleni, stoją samotnie. Żadnej znajomej twarzy. Za zwodzonym zabytkowym mostem, nowoczesna fontanna, z podświetloną, wytryskającą wodą. Szkoda, że zburzono starą też zabytkową, otoczoną kamiennymi murkami z grubymi łańcuchami. Zniknęła gdzieś dusza tego miasteczka. Źle pojęty postęp zdegradował go do bylejakości. Wędruję na ul. M. Kopernika. Stoi tam spichlerz z pruskiego muru, z końca dziewiętnastego wieku. Teraz znajduje się tam placówka kulturalno- muzealna, odbudowana przy wsparciu finansowym UE. Obok spalony dom straszy zwęglonymi oknami. Małe przycupnięte zabytkowe domki dodają uroku starej ulicy, wyłożonej kiedyś kocimi łbami. Byłam w tych pomieszczeniach. Przypominam sobie stare wysokie progi i przysłowie, które po raz pierwszy tam usłyszałam: ”za wysokie progi na twoje nogi.”
Idę dalej, w podwórku mały, stary dom, też z pruskiej cegły. Mieszkała tam moja koleżanka, z którą chodziłam razem do przedszkola. Może zajrzeć, mieszka tam jeszcze? Dzwonię do drzwi, czekam, nikt nie odpowiada, idę za dom, pamietam, że był ogród nad Tugą (rzeka, która przepływa przez Nowy Dwór). Nikogo w nim nie ma, jakiś pies szczeka. Chcę odejść, ale nagle widzę, że jakaś babka zakłada firany w oknie. Przez moment patrzę i poznaję: Krysia Serwin mówię z radością. Znalazłam koleżankę z przedszkola. Pani z okna patrzy zdezorientowana; zaraz przyjdę-mówi. Więc czekam.- Kim pani jest-pyta.- Proszę zgadnąć. Patrzy na mnie i zastanawia się; po chwili mówi- Marysia Rakowska! Poznała mnie po tylu latach! Zaprasza do domu, na korytarzu wiszą piękne portrety. Patrzę z zachwytem. Sama je rysowałam odpowiada na nie zadane pytanie. Tyle słów ciśnie się na usta, nie wiem, o co najpierw zapytać. Gospodyni robi kawę, wyjmuje ciastka, później otwiera komputer i pokazuje zdjęcie z przedszkola,( nawet nie powiem, sprzed ilu lat). Przyglądam się fotografii. Widzę sześcioletnie dzieci w ogródku z dyplomami w rączkach. Dyplomy ukończenia przedszkola ,ozdobione są wycinankami kaszubskimi. Kwiatki granatowo-żółto-czerwone i zielone listki. Teraz ten motyw jest teraz bardzo modny. Z lewej strony stoi pani Stasia, z prawej pani Marciniakowa (kierowniczka) i dzieci: między chłopcami Mańkiem Sz. i Wojtkiem Z. stoi Krysia Serwin w sukience w groszki, które uszyła jej mama. Dziewczynka uważała, że sukienka jest za krótka i ciągle ją obciągała. Bardzo lubiła chodzić do przedszkola, codziennie. W niedzielę zostawała w domu. Poznawała, że jest niedziela, bo wtedy mama zakładała jej tęczowe kokardy przeznaczone tylko na święta. Raz poszła w niedzielę do przedszkola pochwalić się kokardami i siedziała na schodach czekając na otwarcie. Po bardzo długim czasie odnalazła ja mama. Koło Wojtka Z. stoi Jadzia S., następnych dwóch dziewczynek nie rozpoznałyśmy. Czwarta od prawej to Irka M. chodziłam się z nią kąpać nad Tugę, tata był kolejarzem, bardzo surowy. Koło niej ruda Wiesia K. Była śliczna, miała grube, gęste włosy i mieszkała na ul Morskiej. Następnej dziewczynki nie rozpoznałyśmy. Na końcu najmniejsza, najdrobniejsza dziewczynka to Marysia Rakowska. Dlaczego jestem bez kokard, wianka - nie wiem, nie pamiętam. Ale pamiętamy piosenkę, która towarzyszyła nam na zakończenie i rozpoczęcie roku szkolnego:(Ćwierkają wróbelki, od samego rana; ćwir, ćwir dokąd idziesz Marysiu kochana... A Marysia na to śmiejąc się wesoło, szkolny rok się zaczął, więc idę do szkoły..).
Przyglądamy się fotografii i odżywają wspomnienia: wszystkie dzieci ustawione w kolejkę, przed nimi pani z wielka butelką tranu. Każdy przedszkolak wypija obowiązkowo olej z jednej łyżki dla wszystkich, nikt nie protestował, nie wolno było. Bardzo smakowało nam kakao i lejący się kisiel pity z blaszanych kubków. Dostawaliśmy paczki świąteczne w szarych, papierowych torebkach, od Gwiazdora. Ja niestety nie zjadłam niczego. Nie zdążyłam. Tańczyłyśmy z Krysią polkę na występie:( A ta lalka ta Krystynka ślicznie polkę tańczy, za nią biegnie Ernestynka...Jedna druga trzecia lala, każda uśmiechnięta, Tak się cieszą i radują, że dziś mają święta la, la...) W tym samym czasie, gdy występowałam, moi bracia Jędrek i Jacek, którzy przyglądali się z naszą mamą, tańcom - zżarli mi całą zawartość paczki, nic dla mnie nie zostało!!! Wtedy słodycze były rarytasem.
Przypomniałam sobie moje zdziwienie, jak można inaczej narysować dziecko; ja rysowałam tak: kółko to głowa, a kreski to tułów ręce i nogi. Ktoś obok mnie rysował inaczej: kółko to też głowa, tułów trójkąt, a kreski ręce, na końcu pięć patyczków -palców! Olśnienie!!! Tak później rysowałam, ale jeszcze dodałam kreseczkę - szyję.
Przypominamy sobie zabawy podwórkowe: np.: jazda na beczkach. Stawało się na nich, wprawiało dreptaniem w ruch i jechało. Czasem beczka sama „dostawała skrzydeł” i jechała za szybko, wtedy zeskakiwaliśmy, ona turlała się sama, gdzie chciała. Albo gonienie za zardzewiałym kołem od roweru, bez szprych. Wkładało się jakiś pręt żelazny, albo wypożyczony z jakiejś kuchni pogrzebacz na felgę i pchało się koło. Hałas był straszny. Koło i beczka podskakiwały na kocich łbach, a my musieliśmy bardzo uważać, żeby i beczka, i koło jechały prosto.
Krysia wspomina, jak biegałyśmy po naszym domu, po pokojach, po przepastnym strychu, a potem po ogromnym podwórku. No i o szopie, na sianie, skakałyśmy ile się da. Jej mama pracowała, a moja się nią opiekowała. Przypomniała mi dom Basi Ł., a w nim rozsuwane drzwi, które się „chowały w ścianie”. Chowały się same w ścianie! Była tym zjawiskiem tak zafascynowana, że nie mogła usnąć, a w nocy śniło jej się, że przez nie przechodzi i staje się królewną.
Oj, wspomnienia, coraz głębsze, wyraźniejsze, bardziej kolorowe z zapachami rzeki, tataraku, łąki, siana i lęku, zatrwożenia. Jak wracałyśmy z przedszkola, chodziłyśmy na cmentarz ewangelicki. Rosły tam kwiaty wiosenne, śnieguliczki, pierwiosnki, niezapominajki (są to kwiatki z bajki, rosną nad potoczkiem, patrzą łzawym oczkiem). Gdy jedziemy łódką śmieją się cichutko i szepczą tak skromnie, nie zapomnij o mnie). Nawet nam do głowy nie przyszło, żeby je zrywać. Chodziłyśmy cichutko między grobami, ostrożnie, żeby nie zakłócać spokoju i zachwycałyśmy się kwiatami. Cmentarz zlikwidowany.
Odżywają inne wspomnienia, pytam, jak minęło Ci życie? - Przedszkole, szkoły, praca, emerytura wszystko w Nowym Dworze Gdańskim.” Pracuję na Uniwersytecie Trzeciego Wieku, Który powstał w 2014r. przy Żuławskim Ośrodku Kultury w celu pobudzania aktywności intelektualnej, fizycznej i społecznej osób starszych z gminy. UTW założyli burmistrz NDG Jacek Michalski, dyrektorka Żuławskiego Ośrodka Kultury, Monika Jastrzębska- Opitz oraz kanclerz Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku Emilia Michalska. Prowadzę tam gimnastykę z relaksacją, a z dziećmi w Ośrodku Kultury, zajęcia teatralne. Niedawno miały występ, były bardzo przejęte, ja też, fajnie wypadło”.
Czas ucieka muszę wyjechać, umawiamy się na następne spotkanie. Ale zaraza pokrzyżowała plany. Wszyscy siedzą w domach. Życie jest rzeczywiście nieobliczalne. Dzwonię do Krysi Binert, pytam, jak się odnalazła w tym trudnym czasie. Prowadzi gimnastykę on line w UTW i szyje z pięćdziesięcioma osobami maseczki dla szpitala w Nowym Dworze Gdańskim. Zastanowiłam się. Ile senior musi się jeszcze nauczyć i mieć odwagę, żeby sprostać i potrzebom, i czasom, w których żyje! Jaki musi być elastyczny! Gratuluję Krysiu.
Patrzę któryś raz na fotografię. Z rąbkami. Przyglądam się dzieciom. Zupełnie inne niż współczesne. Jak potoczyły się ich losy? Gdzie są teraz? Może rozpoznają siebie? Napiszą? Zadzwonią?
Z okazji Międzynarodowego Dnia (Dużego i Dojrzałego) Dziecka życzę wszystkim Seniorkom i Seniorom zdrowia, a reszta to mały problem.
A może ktoś jeszcze podzieli się swoimi wspomnieniami, przyśle zdjęcie? Zapraszamy
Maria Orwat